Koszykówka w Polsce w latach 90-tych i dziś

 

 Pamiętam dobrze lata 90-te, kiedy wychodziło się wiosną, lub latem na podwórko, które zwykle pełne było hałasu, rozmaitych okrzyków, a wręcz wrzasków. Ale dodam od razu, że były to wrzaski w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Dlaczego? Ano dlatego, ponieważ na owym podwórku znajdowało się boisko do koszykówki na którym niemal od rana do późnego wieczora odbywała się gra. Prawdziwa, twarda, pełna poświęcenia i pasji gra ludzi, którzy tak jak ja pokochali pomarańczową piłkę niemal od pierwszego wejrzenia. No i grali.

To boisko chyba nigdy w ciepłe dni nie było puste, zawsze ktoś na nim był i jeżeli akurat nie odbywał się tam normalny mecz koszykówki, to i tak zawsze znalazł się ktoś kto przyszedł po prostu porzucać, lub zagrać w popularną grę ”21”.  To był chyba 1994 rok, moment w którym w drugim programie Telewizji Polskiej zaczęto w piątkowe popołudnia transmitować, a raczej re-transmitować mecze ligi NBA i chyba każdy fan kosza do dziś pamięta popularny wtedy okrzyk komentatora Włodzimierza Szaranowicza: „..Hej, hej..! Tu NBA!”

To właśnie wtedy koszykówka zaczęła z wielką siłą opanowywać całą Polskę, wszystkie osiedla, podwórka i wszystkich młodych, głodnych gry ludzi, którzy zaczęli poznawać ten wspaniały sport. To wtedy w kioskach pojawił się kolorowy miesięcznik o NBA „Magic Basketball”, który był chyba jedynym źródłem informacji o tym co działo się na parkietach najlepszej koszykarskiej ligi za oceanem. Wtedy też zaczęły na dobre odbywać się różne turnieje streetballowe, między innymi turniej, który organizowany był pod Pałacem Kultury i Nauki w Warszawie. I chyba mniej więcej wtedy ruszyło sporo amatorskich lig koszykówki, między innymi liga WNBA w Warszawie.

Wszyscy moi koledzy, którzy grali w kosza na  boisku, które zbudowała nam wtedy na jednym z okolicznych podwórek nasza spółdzielnia mieszkaniowa chcieli być jak Michael Jordan, Shaquille O’Neal lub jak Hakeem Olajuwon. Każdy z nas podczas gry przez parę chwil czuł się jak Shawn Kemp, Gary Payton, lub Scottie Pippen. Ja na początku byłem po prostu sobą, ale później zdarzało mi się być  Iversonem.

Tamte wspaniałe czasy, kiedy koszykówka była chyba naszą największą odskocznią od szarej codzienności lub od problemów w szkole, od jedynki z matematyki, albo od mniej lub bardziej udanej klasówki z polskiego trwały przez dłuższą chwilę. Pamiętam, że jeszcze w ’98 roku większość z naszej paczki przesiadywała już na nowym, drugim boisku do kosza, które było zrobione bardziej profesjonalnie od tego pierwszego, miało pomalowane białą farbą linie, wiedzieliśmy więc już skąd dokładnie rzucać za trzy punkty i oddawać rzuty osobiste. Boisko było też ogrodzone metalową siatką wysoką na jakieś 5 metrów, tak, żeby piłka rzucana do kosza nie wypadała poza teren boiska. To właśnie tam uczyłem się już bardziej poważnie tej gry, tam oddawałem coraz lepsze rzuty, tam spędzałem całe dnie doskonaląc kozłowanie, rzut i różne triki, których bardzo chciałem się nauczyć.

Cała Polska ogarnięta była falą basket-manii, w kioskach pojawiły się nawet karty z zawodnikami NBA, które kupowaliśmy i wymienialiśmy się nimi między sobą z kolegami. Chyba każdy z nas miał czapeczkę firmy Starter z logo drużyny Charlotte Hornets. Pamiętam, że ja miałem też bluzę tej drużyny. Po jakimś czasie byliśmy wszyscy już uzależnieni od odbijania pomarańczowej piłki i dwa, lub trzy dni spędzone bez grania wydawały się dniami straconymi. Ja oglądałem głównie mecze NBA na „dwójce”, ale pamiętam też finały polskiej ligi, kiedy Mazowszanka Pruszków grała o zdobycie najwyższego koszykarskiego trofeum w Polsce.

Przez jakiś czas koszykówkę zza oceanu transmitowała „dwójka”, a później transmisje „na żywo” były dostępne też w piątki i niedziele na TVN. Pamiętam doskonale finały NBA z 1998 roku, kiedy siedziałem po nocach oglądając serię Chicago Bulls-Utah Jazz w których to drużynach pierwsze skrzypce grali wtedy Jordan, Pippen, Rodman, Harper, Steve Kerr i Toni Kukoc, a w Utah rządził duet Karl Malone i John Stockton. Pamiętam ostatni mecz tych finałów i oddany przez Michela Jordana rzut mniej więcej z okolicy linii osobistych, który przypieczętował zdobycie mistrzostwa przez drużynę „Byków”. Tak, to wtedy Michael Jordan zdobył swój szósty tytuł mistrzowski i wtedy zakończył oficjalnie (co prawdę tylko na 2 sezony) karierę w NBA.

To były złote czasy koszykówki w Polsce. Dzieciaki wolały wyjść na boisko pograć, niż siedzieć przed smartfonami, czy przed komputerem (których zresztą po prostu nie było, a komputera nie miał każdy). Lubiliśmy wziąć udział w czymś niezwykłym czym po prostu był mecz koszykówki z kolegami z bloku. Boiska pełne zawsze były dzieciaków grających nie tylko w koszykówkę, ale także w piłkę nożną, lub w cokolwiek innego.

Jakiś czas później koszykówka zniknęła z ramówki programów TVN i z „dwójki”, przestał ukazywać się magazyn „Magic Basketball” i drugi miesięcznik „Pro Basket”, Jordan już też nie biegał po parkietach NBA, a koszykówka w Polsce przestała cieszyć się taka popularnością.

Bez wątpienia koszykówka nie zajmuje dziś takiej pozycji jak kiedyś wśród innych dyscyplin sportowych uprawianych w Polsce. Ta cała magia lat 90-tych niestety uleciała.

Cóż, w porządku, jestem w stanie to zrozumieć, bo czas robi swoje, a świat się zmienia. Ale dlaczego to właśnie akurat ta wspaniała dyscyplina sportu jest, powiedzmy sobie szczerze, niemal na szarym końcu wśród gier zespołowych uprawianych dziś przez młodych ludzi? Prym przed koszykówką w Polsce wiedzie na pewno piłka nożna,  siatkówka, czy  piłka ręczna.

Na pewno w ciągu ostatnich dwóch, trzech lat sytuacja stanu koszykówki w naszym kraju nieco się poprawiła, głównie dzięki temu, że mamy w NBA Marcina Gortata, który osiągnął naprawdę bardzo dużo w najlepszej koszykarskiej lidze świata, a co za tym idzie zrobiło się wokół niego sporo medialnego szumu, który przełożył się siłą rzeczy na większe zainteresowanie uprawianiem koszykówki w naszym kraju. Co roku organizowane są campy koszykarskie dla młodzieży, prowadzone zresztą przez samego Gortata i organizowane przez fundację MG 13.

Przez jakiś czas był na rynku prasowym miesięcznik „MVP Magazyn”, który przypomniał wszystkim o tym, że liga NBA nadal istnieje. Szkoda jednak, że i ten magazyn przestał się ukazywać. Z kolei  dobrym aspektem jest to, że polska liga koszykówki, czyli po prostu Tauron Basket Liga wróciła na antenę Telewizji Polsat Sport i w każdy weekend możemy obejrzeć wybrany mecz kolejki. Rewelacyjnie, że na kanale Sport Klub transmitowane są finały ligi koszykówki kobiet, gdzie w zeszłym sezonie po tytuł sięgnęła drużyna Wisły Kraków. Może dzięki temu więcej dziewczyn też pomyśli, żeby od czasu do czasu porzucać do kosza, a być może też zająć się uprawianiem koszykówki bardziej poważnie? Byłoby wspaniale, gdybyśmy  w amerykańskiej WNBA za jakiś czas mieli kolejną polkę po Małgorzacie Dydek, Agnieszce Bibrzyckiej i Ewelinie Kobryn.

Cieszyć może również to, że niemal każde większe miasto w Polsce ma swoją ligę amatorską, jak choćby KNBA w Krakowie, WRONBA we Wrocławiu, a także Liga Wiatrów czy też ligi WNBA i UNBA w Warszawie.

A więc czy rzeczywiście z koszykówką w Polsce jest kiepsko? Ja myślę, że na pewno może być lepiej. Jeżeli odpowiednie osoby zajmą się budowaniem wizerunku tej dyscypliny na nowo, to na pewno jest szansa.

Kiedy dziś wychodzę na podwórko, nie słyszę już takich okrzyków i wrzasków dobiegających z boiska jakie słyszałem kiedyś. Ktoś jednak od czasu do czasu na tym boisku gra i to jest świetne. Dziś w amerykańskiej NBA nie gra już John Stockton, za to jego syn David całkiem nieźle zaprezentował się podczas gry w swoim pierwszym sezonie w Sacramento Kings.

Może zatem i do Polski  przyjdzie nowe? Oby tak właśnie było, bo koszykówka z pewnością zasługuje na należne jej miejsce wśród innych dyscyplin uprawianych w naszym kraju.

 

piłka spalding

4 comments

  1. Blanka · 12 Maj, 2015

    będę miała nagrodę za komentarze a TY pewność, że ktoś czyta… Ale poważnie „dlaczego to właśnie akurat ta wspaniała dyscyplina sportu jest, powiedzmy sobie szczerze, niemal na szarym końcu wśród gier zespołowych uprawianych dziś przez młodych ludzi? ” Bo jest skomplikowana…. reguły są trudne do wytłumaczenia i musisz posiąść wiele umiejętności, żeby grać (podania, kozłowanie, rzut,)i mieć z tego frajdę i jeszcze znaleźć trzech kumpli, którzy prezentują zbliżony poziom. Siatkówka jest prostsza do opanowania na podstawowym poziomie nie wymaga równego boiska, koszy, możesz „pykać” nawet na plaży… Koszykówka już na początku zabawy wymaga dobrej kondycji i koordynacji. Jak zaczynałam grać w ’87 to ludzie nie wiedzieli i często mylili siatkówkę z koszykówką. Fenomen NBA i popularności koszykówki, (który ja datowałabym raczej na 1990 nie jak Ty w poście o koszykówce lat ’90 na 1994) był dla mnie zupełnie nie wytłumaczalny. Nagle wszyscy zaczęli grać w mojej rodzinnej Jabłonnie nawet na trawniku :D. Za tą popularnością nie poszedł wynik sportowy zawodowców. Teraz mamy BUM na siatkówkę ale podparty wielkimi sukcesami reprezentacji i bardzo silną ligą – tego samego dla koszykówki sam Gortat nam nie załatwi. A młodzież jest coraz bardziej leniwa i jeśli w ogóle ma grać w cokolwiek na WF-ie to będzie to nożna lub siatka. Zapomnieć możemy również o piłce ręcznej bo sale gimnastyczne są często za małe, żeby zacząć naukę gry w szczypiorniaka (a jeszcze te wszystkie siniaki).

    Polubienie

    • Arkadiusz Olszewski · 12 Maj, 2015

      W mojej dzielnicy, a konkretnie na moim podwórku wszyscy zaczęli grać w koszykówkę jakoś latem 1992 roku. Moim zdaniem miały na to wpływ transmisje z meczów NBA na „dwójce”. Natomiast taki wiekszy „boom” to był rok 1994, kiedy zaczął się ukazywać miesięcznik „Magic Basketball”. Myślę, że faktycznie w Polsce koszykówka ma się średnio, ale z tego co zaobserwowałem do tej pory, to już jest lepiej niż jakieś 4-5 lat temu. Są ligi amatorskie dla dorosłych i młodzieży (np. Liga Wiatrów w Warszawie). A Gortat moim zdaniem też wziął się za promocję koszykówki porządnie, mnóstwo ludzi chce grać w kosza. Już samo to, że mamy Gortata w NBA, który w tej lidze odniósł spory sukces jest czymś wyjątkowym, a oprócz niego przecież w NCAA (College) bardzo dobrze gra inny Polak, Przemek Karnowski, któremu już eksperci wróżą sukces. Za rok Karnowski ma zgłosić się do Draftu NBA.

      Polubienie

  2. kokojamboidoprzoduxd · 14 czerwca, 2015

    Mam 16 lat i jak nauczyciel wf powiedział że gramy w kosza to niestety tylko jedna osoba się ucieszyła więc uważam że kosz nie jest popularny w Polsce a szkoda.

    Polubienie

  3. zamorano102 · 2 sierpnia, 2015

    Retransmisje NBA były najpierw w sobotę , a nie w piątki. Koło 14: 00 na dwójce. W piątek był magazyn. Pierwsze mecze na dwójce to retransmisje finałów konferencji Detroit – Chicago, bodaj 1990 rok? Potem finałów już nie pamiętam z kim. Potem już sobota regularnie, co tydzień (później zmieniano po paru latach dzień tygodnia, moim zdaniem niesłusznie, chyba m.in. na piątek, a magazyn na wtorek). Jeszcze w latach 1996, 1997 była mega popularna. Wszystkie mecze Dream Teamu z Barcelony 1992 też były na żywo. Przy okazji ogrzewała się w tym blasku polska koszykówka. Grano w szkołach, grano w ligach amatorskich, streetballowych. Polska koszykówka w ogóle z tego wtedy nie skorzystała. Choćby w poszukiwaniu talentów, młodzików do treningu. Nikt nie monitorował tego wszystkiego. NBA skończyła się w TVP przegrywając z TVN i Canal plus i skończyła się jej megapopularność w Polsce. Paradoksalnie retransmisje to była fantastyczna koncepcja. Bo ludzie żeby funkcjonować muszą spać. Zarywać noce można dla meczu gwiazd, dla finałów NBA, dla finałów konferencji co najwyżej. Ale trzeba funkcjonować normalnie tak codziennie ;). Do tego złota epoka to była NBA. Jej globalnej ekspansji. Jordana, Barkleya, Pippena i tak dalej. Samonapędzający się złoty wiek. Więc sezonu regularnego mecze na żywo najpierw w TVN to był durny pomysł, koło 1 czy 2 w nocy. W dodatku z całym szacunkiem dla merytorycznego przygotowania pana Wojtka, Szaranowicz i Łabędź robili fantastyczny klimat wokół NBA w tej dwójce. To się skończyło. Teraz już można spokojnie oglądać NBA w normalnych porach w kanałach Nsportu na kablówce. Ale fanów z młodszych pokoleń chyba nie ma za wielu. Nie widać jakiejś wielkiej popularności pamiątek koszykarskich typu koszulki w porównaniu z piłką nożną. Dla dzieciaków lat 90tych było dokładnie odwrotnie. Polska koszykówka nie umiała wykorzystać prezentu w postaci lat 90tych.

    Polubienie

Dodaj komentarz